W dzisiejszej "Rzepie" refleksje Jarosława Gizińskiego na kanwie polskiego hymnu "Euro 2012".
http://www.rp.pl/artykul/9133,873128-Eu ... e.html?p=2Euro spoko, czyli jak straciliśmy korzenieZapytałem kilkoro młodych ludzi edukowanych w renomowanych warszawskich liceach, czy znają jakąkolwiek, choćby jedną polską piosenkę ludową. Odpowiedzią było zakłopotanie albo zdziwienie. Polską? Nie, nic takiego...
Jeden z zagadniętych chłopaków przypomniał sobie, że w podstawówce uczono go „Warszawianki". Na szczęście zreflektował się: to chyba jednak nie ludowe, co? A z czym kojarzy się ludowość? Odpowiedzi mętne, pełne zakłopotania. "No, byłem kiedyś w skansenie". "Górale czasem coś fajnie zagrają". Ale tak ogólnie to nie mój świat.
(...)
Ambitny Polak szukający ozdoby na ścianę mieszkania sięgnie raczej po replikę szabli i portret szlachcica z wąsem w roli niby-przodka. Dlaczego zatem miałby pałać podziwem dla orkiestry włościańskiej albo wiejskiego chóru pań spod Biłgoraja? Nawet wiedząc o swych chłopskich korzeniach, nie potrafi wyzbyć się pewnego zażenowania. Nieraz zdarzało mi się dostrzec błysk zdziwienia w oczach rozmówcy, któremu z odrobiną dumy opowiadałem o swoim dziadku, prostym kowalu z podpoznańskiej wsi.
(...)
Tak samo jak obciachem jest dla wykształconego Polaka choćby zahaczenie o nieliteracki dialekt. Mój ojciec, wyedukowany w latach 50. młody nauczyciel, dopiero wówczas poczuł się prawdziwym inteligentem, gdy po kilku latach intensywnej nauki ostatecznie wyzbył się gwarowych naleciałości.
Od półwiecza niewiele się w tej kwestii nie zmieniło. Złapanie jakiegoś posła ze Śląska albo Podhala na kilku lokalnych słówkach wciąż daje młodym dziennikarzom asumpt do prześmiewczych uwag. We Włoszech albo w Wielkiej Brytanii nawet utytułowani profesorowie z upodobaniem wrzucają od czasu do czasu frazy, które mają podkreślić ich pochodzenie z Sycylii albo ze Szkocji. Mało który Bawarczyk albo Szwajcar sili się na mówienie w języku literackim. I nikt z tego powodu nie wypomina mu słomy wychodzącej z butów.