Tym razem relacja ze spotkania autorstwa Małgorzaty Blewąski-Żywickiej - sympatyczki naszego Towarzystwa.
XV rocznicowe spotkanie Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego „Gniazdo”
Dnia 13 listopada 2021 roku w Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk zebrało się zacne grono genealogów. Przybyli z różnych stron kraju (od Pomorza, przez Wrocław, po Opolszczyznę), by wspólnie z Wielkopolanami świętować piękną rocznicę powstania ich Towarzystwa. Są oczywiście i starsze towarzystwa zrzeszające genealogów, działające już dziesięciolecia, pełnoletnie od dawna i mające ogromny dorobek. Jednakże… Jednakże Wielkopolskie Towarzystwo Genealogiczne, nasz piętnastolatek, jest w pewien sposób wyjątkowy. Narodził się w głowach kilkorga zapaleńców, którzy sukcesywnie realizowali swój plan i doprowadzili do powstania „Gniazda”. To były początki dla wielu amatorskich, regionalnych towarzystw genealogicznych. Wielkopolanie z wrodzoną sobie pracowitością podeszli do tematu. I oto dziś podziwiać możemy ich liczne w pełni profesjonalne wydawnictwa naukowe, popularno-naukowe i wspaniałe bazy danych, które tworzą w ramach niesamowitych projektów służących każdemu, kto poszukuje przodków na terenie szeroko rozumianej Wielkopolski. Dzięki ich pracy łatwiej jest zrozumieć zawiłości łaciny, mniej mozolnie walczy się ze szwabachą, dużo prościej rozszyfrować dawne nazwy zawodów, łatwiej też wyobrazić sobie wygląd przodków (i czasem też żałować, gdy akurat naszego antenata żadnym listem gończym nie poszukiwano). Z pewnością skład osobowy towarzystwa przez te piętnaście lat się zmieniał, zmieniał się stopień zaangażowania poszczególnych jego członków, zmieniał się status prawny grupy, ale jedno pozostaje niezmienne – PREZES. Od początku jest nim Wojtek Jędraszewski. Nie wiem jak to robi, ale potrafi tak kierować Towarzystwem, że wszystko gra niczym najlepsza orkiestra. Tej listopadowej soboty mieliśmy przyjemność uczestniczyć w kolejnym, pięknym „koncercie” przygotowanym przez „Gniazdo”. Miejsce spotkania też piękne. Za bramą wita nas magiczny dziedziniec PTPN. Niewielki, ale pełen uroku i okraszony nie tylko roślinnością i pomnikiem Adama Mickiewicza, ale też… mającym swoich stałych bywalców – Kapsla i Flaszkę. Czy to te same koty, które towarzyszyły nam w pierwszych rocznicowych spotkaniach, czy może „dziedziczą” imiona po poprzednikach… kto wie. Po wejściu do właściwego budynku już słychać gwar zebranych osób. Najpierw jednak szatnia, by pozbyć się zbędnych chwilowo okryć. I pierwsze radosne powitania. Potem przechodzimy do głównej sali spotkania. I od razu witają nas uśmiechy Kasi i Danusi, a zaraz potem Janeczki i Zosi. A to znaczy, że sprawy organizacyjne będą wykonane perfekcyjnie. Każdy gość dostaje imienny identyfikator i pakiecik z prezentami. Kto chętny na obiad może od razu uregulować skromną dopłatę. Potem pozostaje już tylko cieszyć się gromadzącym się towarzystwem, witać przyjaciół, poznawać nowe osoby i dziwić się publikacjami, które sprezentowało nam „Gniazdo”. I smakować pyszną krówkę, z logo towarzystwa na opakowaniu! Nad wszystkim czuwa jeszcze kilka dobrych wróżek – Sława, Janka, Małgosia i Andrzej wróż. Czas na część oficjalną. Zebranych członków WTG, zaproszonych prelegentów oraz wszystkich gości i sympatyków powitał prezes Wojciech Jędraszewski. Mieliśmy możliwość posłuchać o początkach Towarzystwa, a nawet obejrzeć zdjęcia z pierwszych organizacyjnych spotkań. Mnie szczególnie zapadły w pamięć zdjęcia we wnętrzach pięknego pałacu w Czerniejewie. Potem była druga prezentacja wspominkowa, z którą przemierzyliśmy kilkanaście rocznicowych spotkań. Ach, co to były za spotkania! Raz Poznań, raz Gniezno. Przez ekran i pamięć przepływają wspomnienia. Kórnik, Rogalin… Znajomi z całej Polski. Bo też na spotkania rocznicowe „Gniazda” zjeżdżaliśmy chętnie. A i organizatorzy chyba bawili się dobrze, bo komentarze do kolejnych slajdów obu prezentacji dowcipne, oj dowcipne były. Przyznam, że zatęskniłam za tamtym czasem, za szczególną atmosferą początków genealogicznych przyjaźni. Tymczasem Prezes „Gniazda” zakończył wystąpienie i otrzymał gromkie brawa. Przy mównicy pojawiła się Sława i mocnym głosem (w którym jednak drgały też nuty wzruszenia) odczytała list do Taty. List od Magdy, córki „WOjtka”. To był list pełen serdecznych słów, pełen wsparcia, pełen dumy i miłości. Wojtku, masz cudowną córkę!
I już był czas na pierwszy wykład. Prelegentką była pani Dorota Marciniak z Towarzystwa Miłośników Ziemi Chodzieskiej. Zanim pani Dorota przeszła do swojego wystąpienia, przeczytała list gratulacyjny od swojego Towarzystwa dla Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego. A potem przenieśliśmy się w świat fabryk porcelany i nie tylko. Tematem była oczywiście Chodzieska fabryka. Wyroby tego zakładu, [czy jak się okazało- zakładów, w liczbie mnogiej] z pewnością większość z nas kojarzy. Sztandarowym wzorem, rozpoznawalnym szeroko jest „Iwona” czyli różyczki ze złoceniami. Wzór, jak sama prelegentka określiła „dyskusyjnej urody”. Jednakże… też mam kilka sztuk chodzieskiej zastawy w różyczki, chociaż akurat bez złoceń. Mówczyni jednak nie skupiła się na wzornictwie produkowanych serwisów, które wcale nie zaczynały się od różyczek, lecz na historii zakładu, a poniekąd również na technice produkcji. Pani Dorota wiedzę ma ogromną i pewnie jeszcze dużo, dużo mogłaby nam opowiedzieć. To co przedstawiła na spotkaniu przybliżyło słuchaczom proces „wynalezienia” porcelany, wyjaśniło różnicę między porcelaną, fajansem, porcelitem i biskwitem. Okazało się, że Chodzież to nie tylko serwisy i wazoniki, to również ceramika techniczna. Prelegentka płynnie przeprowadziła nas przez wiek pracy zakładów, przez kolejnych właścicieli, którym raz się szczęściło, a najczęściej właśnie nie szczęściło za bardzo. Bo nie zawsze talent idzie w parze z umiejętnościami ekonomicznego myślenia. Nie zawsze szybko i dużo znaczy korzystnie. Mieliśmy okazję posłuchać o piecach kopułowych [które mnie się skojarzyły z bałwankiem] i o piecach tunelowych, które znacznie skracały proces wytwarzania ceramiki. I wszystko ładnie, pięknie… Ale, jak mówią „lepsze jest wrogiem dobrego”. Rynek zaczęły zalewać nietłukące się wyroby, które znacznie zmniejszyły zapotrzebowanie na kruchą porcelankę. Sama fabryka- jej mury też nieubłagalnie zaczęły się starzeć, wymagać większych kosztów i niestety nie byłyby to wydatki opłacalne. Dlatego też dziś prawdziwej chodzieskiej porcelany już się nie produkuje. Zakład został zamknięty, chociaż znak firmowy przysługuje innej firmie. Ale, to już inna opowieść. Uzupełnieniem prelekcji był film prezentujący technikę powstawania ceramiki, jej formowania, wypalania i zdobienia. W planach był również drugi filmik, lecz niestety (z przyczyn niezależnych od odpowiedzialnego za wsparcie techniczne Darka), nie można było filmu odtworzyć. Szkoda. Dużymi brawami nagrodziliśmy panią Dorotę, WTG podziękowało kwiatami i upominkami. (Na marginesie dodam, że wraz z koleżankami miałyśmy ochotę na jakiś mały warsztacik ceramiczny, aż nas paluszki swędziały, by się taką ceramiczną masą pobawić. Tak nas temat zainteresował.) Pani Dorota zjawiła się na spotkaniu w towarzystwie koleżanki – pani Honoraty Niemiro, która również zabrała głos. Pani Honorata jest dyrektorem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chodzieży, która to instytucja wydała piękny album poświęcony właśnie chodzieskiej ceramice. Dowiedzieliśmy się od pani dyrektor, że chodzieskie produkty stają się coraz cenniejsze wśród kolekcjonerów i cieszą się wzrastającym wciąż zainteresowaniem. Zerkając na strony albumu wcale się temu zainteresowaniu nie dziwię. Sam album wraz z życzeniami przekazany został na ręce prezesa WTG. Zainteresowanych podziwianiem kolekcji zaproszono do Biblioteki, gdzie gromadzone są eksponaty opowiadające historię chodzieskiego wzornictwa. Po tym wystąpieniu był czas na przekąskę. Wielkopolanie ugościli zebranych przepysznymi słodkościami oraz napojami. Nie zabrakło oczywiście rogalików z Gniezna, które zawsze towarzyszą spotkaniom WTG. Na szczęście rogale były małe i można było się delektować nawet kilkoma sztukami. Przerwy kawowe to zawsze czas na pogłębianie znajomości, zawieranie nowych, na konwersacje na przeróżne około-genealogiczne tematy i na łapanie autografów od autorów [gdy prezes zdradzi, że są na sali]. I mają takie przerwy to do siebie, że zawsze są zbyt krótkie. Ale!, udało mi się zauważyć, że na stole stał serwetnik w chodzieskie różyczki!
Drugim prelegentem był pan Witold Przewoźny, od dziesięcioleci związany z Muzeum Etnograficznym w Poznaniu, a temat wystąpienia – „Listopad – teatr obrzędowości”. Pięknie, magicznie, subtelnie i płynnie… Popłynęliśmy przez dawne zwyczaje, przez dzisiejsze tradycje, z ukrytymi w nich dawnymi wierzeniami. Pośród szumu liści, zapachu ziemi, smaku owoców, a nawet z trzepotem ptasich skrzydeł… Oj, czarował pan Witold, czarował. Opowiadał o świętych i o poganach. O cieple i o chłodzie, o pustce, głodzie i sytości, o smutku i radości, i o poszukiwaniu miłości. I okazało się, że wbrew pozorom, ten nasz smętny listopad jest pełen magii, czarów i barw. Że płoną w nim prastare ognie, że wirują w nim marzenia chłopców i dziewcząt. Że patrząc uważnie, czytając przyrodę i przeszłość, można odkryć jego nieco nostalgiczne lecz urzekające piękno. Wspaniały wykład, który nagrodzono brawami ze strony publiczności i upominkami ze strony organizatorów. Szybko minął czas prelekcji. Ustawiła się kolejka winszujących Wielkopolskiemu Towarzystwu Genealogicznemu. Gratulacje dla całego grona, dla wszystkich, tak bardzo zaangażowanych w codzienną i odświętną pracę, przyjmował oczywiście prezes, godny reprezentant „Gniazda”. Na jego ręce życzenia składał więc pan Jacek Lichocki z Towarzystwa Miłośników Ziemi Dusznickiej i pani Jolanta Ilnicka prezes Stowarzyszenia Opolskich Genealogów. Gratulacje były oficjalne i kameralne, bo gości było sporo, i nie każdemu udało się do mikrofonu i mównicy dostać. Na koniec, na szczęście ktoś przypomniał o tradycyjnym zdjęciu „rodzinnym”. Koledzy Heliodor i Marian dali popis zdolności akrobacyjno-fotograficznych i uwiecznili pięknie całe grono przeszczęśliwych urodzinowych gości. Ale… czas i na strawę dla ciała. Tę część zorganizował Andrzej i zaprosił nas w imieniu WTG do restauracji o czeskich inklinacjach „Pyšna Chalupa”. Oj pyszna, pyszna była to strawa. Może nie wypada zdradzać, ale powiem Wam, że „obżarliśmy się do wypęku”. Porcje były ogromne, czy to pstrąga, czy golonki, żeberek czy steku. Najmniejszy był chyba bakłażan [bo bardziej dietetyczny]. Zupami też się zachwycano. W każdym razie przy stołach były rozmowy przepyszne, jedzonko doskonałe… [albo odwrotnie], a towarzystwo wyśmienite. I tylko słońce złośliwie zaszło i czas nie chciał stanąć w miejscu. A szkoda, bo dzień był wspaniały. Nadeszły więc chwile pożegnań, uścisków i nadziei na kolejne spotkania.
Drodzy Wielkopolanie – Gratuluję Wam tych pięknych, wspólnych lat. Podziwiam Wasz zapał, zaangażowanie, pracowitość i konsekwentne dążenie do realizacji celów, do przekuwania marzeń w rzeczywistość. Życzę, byście nadal byli silni, by spajała Was pasja, by projekty przynosiły satysfakcję, a nowe pomysły przeradzały się w działania. Dziękuję za piętnaście lat, podczas których mogłam w miarę możliwości się z Wami spotykać, korzystać z Waszych doświadczeń i zwyczajnie być wśród Przyjaciół. Margola
|