Witam!
Mnie temat Ellis Island też zaczął bardzo interesować, odkąd dowiedziałem się, że dwie siostry mojego pradziadka wyemigrowały na przełomie XIX i XX wieku do USA. Amerykańska rodzina odnalazła nas 3 lata temu i jak na razie, "nadrabiamy" kontakty po ponad 106 latach rozłąki i braku wiedzy o tym, że za oceanem są jacykolwiek krewni. W zeszłym roku udało mi się odwiedzić rodzinę i zwiedzić wraz z nią muzeum Ellis Island. To miejsce zrobiło na mnie piorunujące wrażenie, tym bardziej, że dotyczyło ono naszych wspólnych krewnych. To przez tę wyspę w marcu 1900, miesiąc po ślubie, opuściwszy prowincjonalny, wtedy niemiecki Kostrzyn, siostra mojego pradziadka wraz z mężem przechodziła do upragnionej Ameryki. Czy jej amerykański sen spełnił się? Pewnie tak, bo osiągnęła stabilizację finansową, dochowała się 4 dzieci i kilkunastu wnuków, dożywając pięknego wieku 94 lat. I do końca życia pielęgnowała polskie tradycje (m.in. dzielenie się jajkiem na wielkanoc, co jej potomkowie do dziś praktykują), nauczyła także swoją najmłodszą córkę języka polskiego, zapewne by mieć pociechę mówiącą po polsku na stare lata. Jej wnuczka do dziś pamięta opowieści swojej babci-emigrantki, która płynąc przez wiele tygodni transatlantykiem w najgorszej klasie nabawiła się kaszlu i śmiertelnie obawiała się, że z tego powodu może nie zostać wpuszczona do USA.
Muzeum na Ellis Island zachwyca pewnego rodzaju realizmem - zwiedzając je, idzie się tym samym szlakiem i przechodzi się przez te same "procedury", przez które przechodzili emigranci. Te kilkadziesiąt drewnianych walizek z najróżniejszych europejskich krajów, wózków i innych bagaży. Już wtedy jeżył mi się włos na głowie, gdy dowiadywałem się o tych wszystkich dziwacznych testach na inteligencję i o badaniach lekarskich. Dziennie lekarz musiał poświęcić na pacjenta średnio chyba 6 sekund (o ile dobrze pamiętam). Obecnie ściany muzeum w wąskich korytarzach są schludne i pokryte farbą. Ale syn mojej ciotki wspominał, że jeszcze kilkanaście lat temu były pokryte lasem najróżniejszych napisów, zadrapań zrobionych przez znudzonych czekaniem w długich kolejkach "petentów". Zresztą niektóre fragmenty popisanych murów znajdują się w muzeum jako eksponaty za szkłem. Przy wielu gablotach ze zdjęciami i eksponatami znajdują się słuchawki, z których, po podniesieniu, wydobywają się autentyczne nagrania sprzed kilkunastu, kilkudziesięciu lat z opowieściami nieżyjących już większości emigrantów. Pamiętam też ciekawą anegdotkę opisaną w jednej z gablot - urzędnik na Ellis Island, chcąc sprawdzić poziom intelektualny żydowskiej emigrantki z Polski, spytał ją, jak trzeba zmywać schody - zaczynając od dołu czy od góry. Żydówka odparła na to: nie przyjechałam do Ameryki po to, by sprzątać. Takich ciekawych historii było tam jeszcze wiele, wiele więcej.
Po książkę jeszcze nie sięgnąłem, muszę ją jak najszybciej zdobyć, ale artykuł w "Newsweeku" i "Wyborczej" czytałem. Polecam.
Pozdrawiam! Kuba
_________________ Łabędzcy (Opatówko, Września, Kleszczewo, Kostrzyn), Wilkowscy (Kostrzyn, Poznań), Klimas (Iwno, Wiktorowo, Chorzałki), Wesołek (Krerowo, Mączniki, Czerlejno), Stacheccy (Kostrzyn, Pobiedziska), Nijaki, Dopiera, Dokowicz,Banach (powiat Grodzisk, Wolsztyn)
|