Moja mama wywieziona ze Lwowa pod koniec 1943r. na roboty przymusowe do Niemiec, wysłała do rodziny list i w odpowiedzi otrzymała od swojego szwagra przesyłkę ze zdjęciami rodzinnymi.
W 1944r. szwagier napisał o bombardowaniu Lwowa. Kontakt z rodzina się urwał.
Po wojnie mama zamieszkała w Polsce. Rodzice twierdzili, że uzyskali informację ( od kogo?), że rodzina mamy na Ukrainie została „gdzieś wywieziona”, a kościół parafialny spalony (fakt- Siemianówka spłonęła w 1944).
W 2007r. zamieściłam w internecie kilka próśb pt.”poszukuję” – bez odzewu.
W 2009r. na moje zapytanie PCK odpowiedział, że nie mają informacji, by ktoś mamy poszukiwał.
W tym samym czasie umieściłam na „Picasie” jedno z przedwojennych zdjęć, przysłanych mamie przez szwagra.
https://picasaweb.google.com/roman0612/ ... tareILwow#Traf chciał, że Ukrainiec przygotowujący książkę o historii swojej rodzinnej wioski i jej okolicy, przeszukiwał internet i trafił na zdjęcie – zdjęcie, które wysłałam do „Picasy”.
19.2.br.- przeżyłam szok – mam żyjących krewnych we Lwowie.
Okazuje się, że szwagier, który korespondował z mamą, nie przeżył wojny (uznany za zaginionego). Trzy siostry mamy jeszcze w latach osiemdziesiątych szukały jej przez Ukraiński Czerwony Krzyż - odpowiedź zaginiona. Dziś siostry mamy i moja mama już nie żyją. Krótko przed śmiercią mama żaliła się „Nikt mnie nie szukał”.
Moja niedawna nieobecność na forum, to skutek szoku i działań związanych z nawiązaniem kontaktów, poznawaniem historii rodziny ze strony mamy i przekazywaniem informacji o powojennym życiu mamy w Polsce.
Powoli dochodzę do siebie, a radość miesza się z żalem i pytaniem, co by było, gdyby nie powojenne mury graniczne ?
Pozdrawiam. Jolanta Fontowicz