Szczątki obrońców zamku w Gołańczy zamordowanych przez Szwedów podczas potopu spoczywały płytko pod dziedzińcem. Dopiero po 454 latach odkryli je archeolodzy z Poznania i Łodzi Jedna z tragicznych zagadek wielkopolskiej historii została rozwiązana. - To wyjątkowe odkrycie jest rzadkim przypadkiem pochówku związanego z konkretnymi wydarzeniami historycznymi - ocenia Tomasz Olszacki z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego. Wraz z Arturem Różańskim z Instytutu Prahistorii UAM odkrył na dziedzińcu zamkowym w Gołańczy masowy grób z czasów potopu szwedzkiego.
Na początku maja 1656 r. szlachta z okolic Gołańczy wraz z rodzinami - wsparta przez chłopów, a nawet duchownych - zamknęła się w murach gołanieckiego zamku i podjęła nierówną walkę z wojskami szwedzkimi. Nierówną, bo Szwedzi dysponowali artylerią, która szybko skruszyła mury zamku i opór Polaków. Po zdobyciu zamku Szwedzi dokonali masakry kilkuset obrońców. - Według różnych źródeł, zabitych było od stu do nawet czterystu. Zagadką przez wieki pozostawało, gdzie Szwedzi pochowali swoje ofiary - mówi Olszacki.
Wraz z innymi archeologami Olszacki prowadził latem na zamku badania archeologiczno-architektoniczne, które mają pomóc w odtworzeniu poszczególnych etapów rozbudowy tego obiektu obronnego. W sierpniu na dziedzińcu tzw.,zamku dolnego (najmłodszego, datowanego na XVI-XVII w.) badacze natknęli się na makabryczne znalezisko. - Odsłoniliśmy trzy warstwy zwłok, w sumie 17 szkieletów męskich, kobiecych i dziecięcych. Od razu było widać, że nie są to szczątki regularnej armii, ale ludności, która w 1956 r. schroniła się w zamku - opowiada Olszacki. - Ponieważ mogiłę odkryliśmy przypadkiem, przebadaliśmy tylko jedną czwartą jej powierzchni. Ale dzięki odwiertom ustaliliśmy jej zarys. Może tam być pochowanych nawet 60-80 ofiar.
Znalezisko było o tyle zaskakujące, że szkielety leżały płytko - na głębokości zaledwie 1,20 m. Sposób pochówku sugeruje, że ofiary zbrodni wrzucono do dołu chaotycznie, bez należytego zmarłym szacunku. Zdaniem archeologów XVII-wieczni mordercy w szwedzkich mundurach dokonali pochówku na dziedzińcu po kryjomu, w tajemnicy przed miejscową ludnością. Być może obawiali się, że szybko rozkładające się w letniej temperaturze zwłoki wywołają epidemię. Wiedza o miejscu pochowania ofiar najwyraźniej szybko zanikła, skoro po potopie nieopodal nieznanej mogiły, na cienkiej warstwie gruzu zbudowano zamkową kuchnię.
Archeolodzy odkryli też, że czaszki niektórych ofiar zostały uszkodzone kamieniami wyrwanymi z bruku. Czy Szwedzi znęcali się nad rannymi, dobijając ich kamieniami? - Nie sądzę, by ofiary dobijano brukiem. Obrażenia u ofiar powstały raczej przypadkiem, gdy wrzucano bruk do dołu - przypuszcza Artur Różański z UAM.
Olszacki dodaje: - W trakcie kopania masowego grobu Szwedzi musieli się przebić przez położoną nieco niżej warstwę bruku. Potem, chowając zabitych, wrzucili też zapewne do dołu kamienie. Niektóre z nich mogły rozbić czaszki ofiar, ale trudno na razie ustalić, czy było to działanie intencjonalne, czy przypadkowe. W grobie nie znaleziono żadnych przedmiotów osobistych, ozdób czy szczątków ubrań. Może to świadczyć o tym, że Szwedzi ogołocili zabitych z cennych przedmiotów i pochowali nagie ciała. Przy jednej z czaszek odnaleziono kulę z ręcznej broni palnej.
Badania w Gołańczy finansuje Wielkopolski Wojewódzki Konserwator Zabytków. Być może zbiorowa mogiła zostanie starannie przebadana przez archeologów i antropologów w przyszłym roku.
Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań
Więcej...
http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001, ... z10NOjJXQ3