Witam!
Mój dziadek był urodzonym gawędziarzem. Wieczorem wychodził przed dom, zapalał fajkę i opowiadał. Pilnym słuchaczem był jego wnuk, sześcioletni wówczas chłopczyk, który po latach przekazał te gawędy samozwańczemu historykowi w mojej skromnej osobie. Jedna z nich zainspirowana znalezieniem przez wszędobylskiego Wojtusia tzw. zbuka dotyczyła wspomnień z Chin i konsumpcji „zgniłych jaj” . Oboje zastanawialiśmy się, w jaki sposób koło roku 1900 dziadek, który niedawno wyszedł z wojska, odsłużywszy je w Berlinie w pułku gwardyjskim, mógł znaleźć się na innym kontynencie. Wyjaśnienia znaleźliśmy dwa, albo malec źle zapamiętał, albo dziadek fantazjował.
Kilka dni temu w antykwariacie wszedł mi do rąk „Pitaval wielkopolski” Stanisława Szenica. Czytam sobie historię hrabiny Kwileckiej i zeznań składanych w jej sprawie przez jednego z elewów gospodarczych. Na pytanie obrońcy: „Czy odbył pan jako ochotnik wojnę chińską?” i odpowiedź świadka” „Tak jest. Widziałem wiele.” włącza mi się dzwonek alarmowy. To przecież ten sam czas.
Teraz tylko dwa hasła wrzucone do wyszukiwarki Google. I mam trzecie możliwe wyjaśnienie dziadkowej historii. Dnia 2 grudnia 1899 roku w Chinach wybucha tzw. „powstanie bokserów”, skierowane przeciwko obywatelom krajów europejskich. Interweniował 40-tysięczny korpus regularnych wojsk sześciu państw europejskich, Japonii i USA, dowodzonych przez niemieckiego feldmarszałka Alfreda von Waldersee. W ekspedycji uczestniczyli ochotnicy z różnych pułków niemieckich. Formalny koniec powstania miał miejsce 7 września 1901.
Już teraz nie jestem taka pewna, że gawęda o „zgniłych chińskich jajach” była fantasmagorią dziadka. Co prawda, dokumentów dotyczących udziału w tej ekspedycji nie ma żadnych, ale z drugiej strony też nie ma 100% przesłanek, by fakt ten z jego życiorysu wykluczyć.
Z wątkiem dziadka -ewentualnego uczestnika ekspedycji chińskiej - łączy się historia związana z jego siostrą Marianną. Wedle rodzinnej legendy Marianna nie wyszła za mąż, gdyż nie mogła przeboleć utraty narzeczonego, który zginął w powstaniu (w domyśle wielkopolskim). Całe życie nosiła po nim żałobę zawsze od stóp do głów spowita w czerń. Jakoś wszyscy tę historię powtarzali a nikomu nie przyszło na myśl, by zastanowić się, ile ciotka miała lat w roku 1919. Ja policzyłam i wyszło mi, że miała wówczas 44 lata, czyli trochę późno na narzeczeństwo i na skrajne reakcje na nieszczęście. Przedtem wojny żadnej nie było. Ale - jeśli przyjąć, że dziadek pojechał do Chin wraz z kompanem, który był narzeczonym jego siostry - to sprawa zaczyna wyglądać wiarygodnie. Marianna w roku 1900 miała 25 lat. Stwierdzić zatem muszę, że legenda o wiecznej żałobie ciotki jest prawdopodobna, o ile przyjmiemy, że jej narzeczony - nieznany z imienia i nazwiska - zginął podczas powstania, ale w Chinach.
Pozdrawiam
Ewa
Ostatnio edytowano 03 sty 2010, 13:26 przez Kolaczek54, łącznie edytowano 1 raz
|