* Chodźmy na rogale. (rok 1936) Taki już zwyczaj, że z pewnymi świętami związane są różne specjały kulinarne. Na Wielkanoc mięsiwo, na Gwiazdkę ryba i pierniki, na imieninki tort i babka, a w dzień św. Marcina rogale! Rogale świętomarcińskie są szczególnie w Poznaniu popularne, tak samo jak „rury” w oktawę Bożego Ciała. Na prowincji nie pamięta się o zwyczajach świętomarcińskich, o ile w danej miejscowości patronem kościoła nie jest właśnie św. Marcin. Poznań zaś ma nie tylko kościół pod wezwaniem tego świętego, ale i ulica nosi miano św. Marcina, nie dziw więc, że kult tradycyj świętomarcińskich jest tutaj zakorzeniony. Pamiętam dzień, w którym mi po raz pierwszy zwrócono uwagę na rogalki i opowiadano o gęsi świętomarcińskiej. Było to w gronie młodzieży, właśnie w dniu św. Marcina. Stach, urodzony w Poznaniu, zwrócił się do nas z wezwaniem: - Wiara, chodźmy na rogale! Część nas spojrzała podejrzliwie, inni jednak zrozumieli od razu, o co chodzi. My, z prowincji, dowiedzieliśmy się dopiero w cukierni, dlaczego, co jemy, no i że to tradycja. Smaczne, lukrowane rogale z marcepanową masą przekonały nas, a Stachowi ułatwiły zadanie. Tłumaczył nam, że tak każdego roku te rogale spożywa, że dawniej, gdy były „dobre czasy” pieczona gęś była nieodzownym daniem w dniu św. Marcina. Bo to zwyczaj datujący się z czasów dawnych, pogańskich. Około 11 listopada kapłana obdarowywano gąskami, kurczętami, prosiaczkami i darami przyrody: zbożem, owocami. Później te dary zastąpiono pewnymi symbolami, więc pieczywem w kształcie ptaka, lub rogalkami, mającymi swym kształtem przypominać rogi wołu i barana, poświęcanego bóstwu. Te zwyczaje utrzymały się też z przyjęciem chrześcijańskiej wiary. Obdarowywano jednak nie Boga, lecz kapłanów i klasztory, a połączono to z dniem św. Marcina. Bo Święty ten uznany został za patrona urodzajnych łąk, pól, pasterzy, trzód i ptaków", nie stawało więc nic na przeszkodzie, by pogańskie zwyczaje sprząc z dniem jego imienia. Nie wszystkim jednak są znane te obyczaje poznańskie, bo też rzadko już na prowincji wypiekają cukiernicy takie marcepanowe rogale specjalnie na św. Marcina, a w restauracjach w ogóle się nie spotyka takich wywieszek: „Dziś gęś świętomarcińska”. Los jednak rzuca ludźmi i tu i tam, przenosi ich w różne regiony. I czasem się zdarzy, że poznański restaurator lub piekarz osiedli się w prowincjonalnym mieście; nie zapomina o zwyczajach świętomarcińskich i uprawia je w nowym środowisku. Schodzą się panowie na obywatelską gęś w dzień św. Marcina lub zachęcają się wzajemnie: -Chodźmy na rogale!
Fragment z książki "Dzień po dniu w międzywojennym Poznaniu"
_________________ Bożena
|