Witajcie,
ostatnio przydarzyła mi się pewna ciekawa historia, a może raczej ciekawe odkrycie. Wuj mojej babci, Józef Sipiński (podpisywał się jako Alfred Józef) był artystą malarzem. Przed wojną wystawiał w Zachęcie, później ponoć duża część jego obrazów spłonęła w czasie jednej z wystaw - mówiło się w rodzinie o Zachęcie, ale nie natrafiłem na żadne wzmianki o pożarze w Zachęcie, więc musiało to być inne miejsce. Jakie - nie wiadomo, podobnie jak nie wiadomo po prawie stu latach, co jest prawdą, a co tylko rodzinnymi legendami. Józef Sipiński przestał w każdym razie malować po tym wydarzeniu, ile w tym prawdy - nie wiem, ale faktycznie na jego powojenne obrazy nie natrafiłem. Czasem trafiam na aukcjach internetowych albo w katalogach wystaw na jakieś obrazy. Kolekcjonuję zdjęcia, bo na wydanie kilku czy kilkunastu tysięcy na obrazy "pra-wuja" raczej mnie nie stać (kilka z nich jest na
mojej stronie). Staram się jednak przywrócić nieco pamięci o samym malarzu - przez co i ceny obrazów niestety rosną. Ale nie o tym chciałem pisać.
Moja babcia w prezencie ślubnym dostała obraz przedstawiający zimę w Siemkowicach z 1936 r. Mówiło się, że obraz wisiał - a jakże - w Zachęcie. Oto on poniżej, zdjęcie co prawda jest marnej jakości i zupełnie nie oddaje nastroju obrazu. Jego barwy są nieco bardziej zimne, ale przy żółtym, domowym świetle, wieczorową porą fotografie wychodzą w nieco cieplejszych barwach.
Jakież było moje zdziwienie ostatnio, gdy natrafiłem przypadkiem w internecie na wzmiankę o aukcji pewnego obrazu Sipińskiego. Przedstawia on dokładnie ten sam widok, tyle że z roku 1924. (podaję za
blogiem Polishartcorner)
Jak widać, artysta skopiował sam siebie, albo raczej na podstawie wcześniejszego obrazu namalował prezent dla mojej babci. Pytanie który wisiał w Zachęcie? Może żaden?
Myślę, że o samym Sipińskim warto zacytować jeszcze jeden fragment, znaleziony - również przypadkiem - w książce "Dawniej niż wczoraj" Teresy Karśnickiej, która sportretowała pejzażystę Sipińskiego. Puenta niestety jest smutna.
"Jedną z najbardziej malowniczych postaci siemkowskiego lata był artysta-malarz Alfred Józef Sipiński, pejzażysta. Był w nieokreślonym wieku, słusznej postury, z wydatnym brzuszkiem, o pięknym patrycjuszowskim profilu i ciemnych włosach z niedofarbowanymi skroniami. Chodził, mimo lata, w eleganckim ciemnym garniturze i obowiązkowo w białej, płóciennej czapeczce. Mówiło się o nim „mistrz", co ojciec i stryj zmienili na „Mistrzunio", a najchętniej „Mistrzuzik". „Mistrzuzik" chadzał własnymi drogami z lekkimi przenośnymi sztalugami, paletą, teczką akwarel i parasolem „na wszelki wypadek". Pracownię miał urządzoną w jednym z pokojów gościnnych w Savoyu, ale najchętniej przebywał w plenerze. Rozstawiał sztalugi w dzikiej partii parku, na skraju lasu, na łące lub na rżysku i wyczarowywał swoje urocze, nieduże obrazki. Chyba jedynym jego dużym obrazem był leśny pejzaż zimowy, wiszący w warszawskim salonie babci Maniusi Orzechowskiej. Babcia nie lubiła zimy, także i w malarstwie, i nieraz mówiła, że sarna nie wie, czemu ten obraz u niej wisi. Przypuszczalnie przez sympatię dla mistrza, którego trudno było nie lubić dla jego dużej kultury i eleganckiego sposobu bycia, o którym panie nauczycielki mówiły, że Mistrz jest bawidamkiem. Wojna i okupacja przejechały się po nim srodze: klepał biedę w okupowanej Warszawie, chwytając się dorywczych zajęć, zaś tuż po wojnie osiedlił się (wraz z Madame, o której wcześniej się nie wiedziało) w rodzinnym Poznaniu. Parokrotnie przyjeżdżał stamtąd do Częstochowy, odwiedzić babcię Maniusię Orzechowską, osiadłą tam z wnuczkami, też okrutnie przejechaną walcem wojny. Od babci wyjeżdżał zawsze zaopatrzony w kołdrę, poduszkę i we wszystko, na co pozwalały jej skromne, powojenne warunki, co nie starczało mu przecież na długo... Zmarł — jakże przykro pomyśleć o tym! — w nędzy, na poddaszu, wkrótce potem jak umarła nasza epoka" (Teresa Kozłowska-Karśnicka, "Dawniej niż wczoraj", 2003)
Po wojnie mieszkał na poddaszu kamienicy niedaleko Muzeum Narodowego. Grywał w teatrze polskim, głównie pomniejsze role. Zmarł w 1968, samotnie.