Witam - Od 3 lat staralam sie skontaktowac z moja "ciocia" Maryla, ktora mieszka na wschodnim wybrzezu w New Britain. Ostatni raz z nia rozmawialam 3,5 roku temu, byla bardzo rozmowana, sypala informacjami o mojej rodzinie, jak zawsze przy przy okazji moich telefonow, mniej wiecej 2 razy w roku. Niestety w przeciagu ostatnich 3 lat dzwonilam i nikt nie podnosil sluchawki, zostawialam wiadomosc na sekretarce. Bez odpowiedzi.
Chcialam dowiedziec sie konkretow w pewnej rodzinnej sprawie.
W zeszla niedziele zadzwonilam jeszcze raz, znow zostawilam wiadomosc.
Dzisiaj ja mialam wiadomosc na mojej sekretarce, zadzwonil "cioci" syn, powiedzial, ze jego mama ma Alzheimer`s i nawet nie wie jak ona sie nazywa. Dla mnie szok !!! i smutek
Pisze celowo "ciocia" w cudzyslowie bo to nie jest moja krewna ani powinowata.
Moja babcia wraz ze swoja siostrzenica, w czasie wojny umozliwily ucieczke "cioci" Maryli i jej rodzinie z Polski.
Ja chcialam nareszcie poukladac fakty do faktow, opracowac to jak trzeba, niestety sie spoznilam.
Pisze to do was, tych wszystkich, ktorzy odkladaja takie rozmowy na jutro albo na potem, albo jak bedzie wiecej czasu. Czas biegnie nieublaganie, takie sprawy nie moga czekac, czlowiek jest tylko czlowiekiem i jest zawodny, zwlaszcza jak jest w wieku podeszlym. Pytajcie, pytajcie i jeszcze raz pytajcie

Teraz, dzisiaj.